I ZNOWU W KOŚCIELISKU

Kościelisko 26-27 października 2019 r.

Równy rok temu pojechaliśmy pierwszy raz do Kościeliska i chyba w ten sposób zapoczątkowaliśmy tradycję stałego, corocznego spotykania się środowiska Luzarczyków w tym miejscu. Więc i tym razem pojechaliśmy do Kościeliska, wprawdzie w trochę mniejszym gronie, ale za to z nowymi osobami i nowym programem wycieczki, której  najważniejszym elementem była wyprawa na Rusinową Polanę w Tatrach. W stronę Tatr pojechaliśmy kilkoma samochodami osobowymi, umawiając się przed południem na parkingu Wierch Poroniec, skąd na docelowe miejsce zielonym szlakiem jest tylko niewiele ponad godzinę marszu, a przewyższenie sięga niespełna 130 m. Więc na wędrówkę zdecydowali się wszyscy uczestnicy wycieczki. Jak zwykle opatrzność czuwała nad nami, więc bardziej wymarzonej aury o tej porze roku nie można było sobie wymarzyć: bezchmurne, lazurowe niebo, słońce  intensywnie świecące,  ciepła i bezwietrzna pogoda. Spacerek, bo tak to trzeba nazwać, minął nam niepostrzeżenie szybko, a Tatry przywitały nas zapierającym dech widokiem z Rusinowej Polany. Delektowaliśmy się długo panoramą gór, ale ponieważ niektórzy z nas nie mieli jeszcze dosyć wrażeń, więc kilka osób zdecydowało się zdobyć Gęsią Szyję. Pozostali albo po prostu dalej leniuchowali na Rusinowej Polanie, albo wyruszyli do znajdującej się nieopodal kaplicy Matki Boskiej Jaworzyńskiej na Wiktorówkach. Kaplicę w stylu zakopiańskim zbudowano w 1936 roku przy źródłach, którym górale przypisują cudowne właściwości. Jest to jedno z liczniej odwiedzanych miejsc kultu maryjnego na Podhalu. Postanowiliśmy zwiedzić to miejsce, niezależnie od wyznawanej (bądź nie) wiary. Przy kaplicy znajduje się również symboliczny cmentarz, upamiętniający ofiary gór – miejsce skłaniające do zadumy. Ponieważ czekała na nas obiado-kolacja w pensjonacie „Pod Orłem”, nie mogąc przedłużać wyprawy, wróciliśmy późnym popołudniem na kwaterę. Wieczorem czekała nas jeszcze jedna, tradycyjna góralska atrakcja, czyli biesiada w kolibie przy śpiewie, któremu ton nadawał wspaniały akompaniament Pawła na gitarze. Tym razem bawiliśmy się w towarzystwie znacznie młodszych osób z przypadkowej grupy, która towarzyszyła nam w kolibie, ale jak się okazało nie ustępowaliśmy im nawet na krok, co potwierdził nasz prezes, dając popis swoich umiejętności tanecznych i niespożytej energii. Kolejny dzień, bardziej wypoczynkowy, spędziliśmy najpierw na wspólnym zwiedzaniu Chaty Sabały – domu rodzinnego muzykanta i gawędziarza Jana Krzeptowskiego Sabały, czyli najstarszej chałupy w Zakopanem, gdzie przepiękną gawędą i znajomością góralszczyzny uraczył nas prawnuk tego słynnego górala. Następnie wypoczywaliśmy już w podgrupach, udając się na tradycyjny spacer po Krupówkach  lub szukając ciszy w Dolinie Za Bramką, a nawet zwyczajnie wylegując się na tarasie pensjonatu.  Po południu obiad i czas niestety  zbierać się w drogę powrotną do domu, a że było już dość późno, nie zatrzymywaliśmy się już nigdzie, jak to było ostatnio.